Mimo wysokiego budżetu i wynikającej zeń rewii efektów specjalnych, istotą tej opowieści jest autorska pomysłowość. Ekranowe czary przywołują na myśl dziecięcą zabawę w odpalanie fajerwerków.
Twórcy "Ucznia czarnoksiężnika" zerkają w przeszłość z taką czułością, jakby chcieli uchwycić w kadrze pejzaż nieistniejącego, celuloidowego świata. Mowa oczywiście o tradycyjnym, disnejowskim kinie spod znaku animowanej "Fantazji" z 1940 roku. "Uczeń…" nawiązuje do niej w nakręconej z biglem scenie "tańca z miotłami": oto nieporadny adept sztuki magicznej (Baruchel) postanawia ożywić armię domowych sprzętów i posprzątać mieszkanie, nim w drzwiach stanie ukochana dziewczyna. Skończyłoby się to totalną katastrofą, gdyby nie czarnoksiężnik (Cage), który w porę powstrzymuje domowy armageddon.
Rzeczona scena chyba w najdobitniejszy sposób pokazuje kierunek, jaki obrali scenarzyści filmu Jona Turteltauba ("Skarb narodów"). Nie interesują ich ani technologiczne błyskotki, ani dyskontowanie sukcesu magicznej sagi o Harrym Potterze. Mimo wysokiego budżetu i wynikającej zeń rewii efektów specjalnych, istotą tej opowieści jest autorska pomysłowość. Ekranowe czary przywołują na myśl dziecięcą zabawę w odpalanie fajerwerków. Osadzone na lichym fabularnym szkielecie – przysposobiony przez Mentora Wybraniec ratuje świat przed Złym – wydają się celem samym w sobie, zaś odkrywanie ich przypomina spacer po wesołym miasteczku. A to ponad głową przefrunie żelazny orzeł, to znów wpadniemy w węgierską Lustrzaną Pułapkę, by za chwilę uciekać przed ożywionym bykiem z Wall Street. Atrakcja goni atrakcję, a kiedy akcja przygasa, można bez zażenowania wysłuchać kilku komediowych dialogów. Zwłaszcza, że wygłaszający sążniste frazy o dorastaniu do odpowiedzialności Nicolas Cage zyskał wdzięk wymiętego filozofa z podziemi Dworca Centralnego.
Dzięki temu, że popkultura kocha paradoksy, w filmie pojawia się pseudonaukowa wykładnia uprawianego przez bohaterów czarodziejstwa. W najbardziej pomysłowych scenach, chłopak za pomocą swojej wiedzy z zakresu fizyki intensyfikuje działanie zaklęć. Już po tym niepozornym motywie można wnioskować, że z podobnym zaangażowaniem twórcy tuningowali staroszkolne czary-mary. Udało się tę radochę przenieść na widza. Czar nie prysł.
Na jednopłytowym wydaniu DVD znalazło się miejsce dla krótkiego, ponad dwudziestominutowego dokumentu z planu i sceny niewykorzystanej (o wiele bogatsze jest wydanie Blu-ray, gdzie znajdziemy sporo materiałów z produkcji i postprodukcji, rewię gagów i więcej scen niewykorzystanych). Dźwięk zapisano w formacie DD 5.1, a obraz w 16:9. Film można obejrzeć z polskim lektorem bądź polskimi napisami.
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu